piątek, 29 stycznia 2010


Ostatni tydzień był dla mnie dosyć trudny . Najpierw zaatakowała mnie grypa, a potem zachorował mój czworonożny Maksio. Od paru lat mój pies ma nowotwora, którego nie można usuwać. I dlatego tak bardzo się martwię. Jest moim najwierniejszym przyjacielem, jakiego kiedykolwiek miałam. Stworzenie Boże, które wyczuwa każdy mój smutek, czy radość. Co dzień kiedy wracam z pracy cieszy się jednakowo mocno, całym sobą. Nawet jeśli mam na głowie mnóstwo problemów , czy zmartwień Maksio potrafi podnieść na duchu. Człowiek tak nie umie.
Dzisiaj pan doktor przepisał mu tabletki przeciwbólowe i może będzie poprawa. Dlaczego nawet takie stworzenia muszą cierpieć?Mam nadzieję, że będziemy się z Maksiem wspierać jeszcze wiele lat. Dobry Boże dziękuję Ci za takiego przyjaciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz